Na “gorący” ostatnio temat koncepcji nowej hali sportowej i stadionu Polonii wypowiedział się nasz popularny felietonista i znany scenarzysta, dramaturg Doman Nowakowski. Publikujemy poniżej fragment jego felietonu, który ukaże się w sobotę w grudniowym numerze miesięcznika “Polonia Ole!”:
Obie ekipy basketowe walczą gdzieś „w burakach”, bo nasza hala jest, owszem, obiecana, ale w obiecanej trudno jest grać, prawda? Oczywiście, nic nie zastąpi atmosfery sprzed trzydziestu lat, kiedy ludzie na K6 wisieli na sobie i ryczeli ze szczęścia, gdy Ziółek rzucał Zastalowi za trzy punkty z połowy boiska… a pot ludzki skraplał się na suficie…
Trudno, dzisiaj tak się nie da.
I teraz taka mała refleksja: jak sobie pomyślę, gdzie dzisiaj jest Zastal, a gdzie Polonia – i jak wygląda hala w Zielonej Górze (na pięć tysięcy widzów!), a jak wygląda… tfu – jak BĘDZIE wyglądać nowa hala Polonii…
Gdy owa hala albowiem już nawet przestanie być obiecana, a będzie zbudowana, to od razu będzie bez sensu: za mała na tzw. „prawdziwy sport” – na poziomie europejskim (zakładam, że nie jesteśmy Polonią Leszno – więc niżej nie celujemy?).
Swoją drogą pamiętam te szydercze śmiechy w Zielonej: a po co wam hala na pięć tysięcy, skoro na Zastal chodzi w porywach pięćset osób?! (faktycznie tyle chodziło). No i co? Zbudowali – i komplety widzów były praktycznie od pierwszego sezonu! To samo zresztą było na Legii – średnia widzów na starym stadionie wynosiła osiem tysięcy (w czasach sprzed bojkotu!). Teoretycznie stadion na trzydzieści tysięcy też w tym wypadku nie miał sensu…
Dlatego uważam, że akurat nasi piłkarze będą mieli stadion w sam raz – niezależnie od dzisiejszej frekwencji. Tyle że znowu: nie wiadomo kiedy, tudzież nie wiadomo czy w ogóle. Staram się zachowywać olimpijski spokój. Ostatni raz w sprawie stadionu podnieciłem się projektem imć Borettiego – potem długo leczyłem kaca. Przysięgłem sobie wówczas, że nigdy więcej podniecać się nie będę – dopóki nie zobaczę chociaż wbitej łopaty.
Doman Nowakowski