W ramach cyklu podcastów „Subiektywnie o Polonii” pojawiła się rozmowa z panami Łukaszem Tusińskim i Mariuszem Czają. Dużym wyzwaniem jest wysłuchanie tego prawie godzinnego wywiadu na temat stanu zaawansowania prac przy projektowaniu i budowie nowych obiektów dla Polonii Warszawa udzielonego przez dwóch głównych twórców tego sukcesu.
Spędzenie 55 minut przed ekranem komputera, żeby dowiedzieć się, że nic tak naprawdę nie wiadomo, a jedyne co towarzyszy tej inwestycji to kompletny marazm, stagnacja i brak jakichkolwiek konkretów odnośnie chociażby terminów najbliższych kroków, to czas kompletnie stracony. Chociaż z drugiej strony, jedna godzina wobec już niedługo jubileuszu dziesięciu lat odkąd przedmiotowy projekt jest przedmiotem „ciężkiej, katorżniczej” i syzyfowej pracy warszawskich urzędników, to – cytując klasyka – wydatek, na który jeszcze nas stać. Trudno też winić autorów tego pasjonującego słuchowiska, bo faktycznie muszą czuć się całkowicie bezradni wobec tego niezrozumiałego i nie mającego precedensu urzędniczej mitręgi, indolencji, pozorowania działań i popularnego „robienia z tata wariata”. Oczywiście sytuacja wygląda dokładnie tak samo od lat, ale jakiś czas temu – na sugestię, żeby zająć wobec władz Miasta bardziej zdecydowane stanowisko – cytowane osoby odpowiadały, że „wszystko załatwi się w ramach rozmów kuluarowych”. No i właśnie załatwia się – najlepsza jest informacja, że przewidziany na pół rok tzw. dialog konkurencyjny, póki co został przedłużony o kolejne pół, a kiedy się zakończy? – nikt nawet nie próbuje już zgadywać.
Jednym jest jednak znany w Warszawie od lat paraliż inwestycyjny, a zupełnie czym innym efekty działań, których podjęły się osoby odpowiadające za to zagadnienie po stronie klubu. O ile wydaje się, że część piłkarska nabiera kształtu i – o ile w ogóle kiedykolwiek dojdzie do jego realizacji – stadion rzeczywiście ma szansę stać się ładnym, funkcjonalnym i zaplanowanym na lata obiektem, to już projekt hali koszykarskiej (wypracowany po „latach ciężkiej, katorżniczej pracy”) woła o pomstę do nieba. Gdyby nie larum podniesione przez środowisko (i to wcale nie głównie przez klubowe) mielibyśmy dzisiaj w ofercie salę gimnastyczną z trybunkami po trzech stronach boiska na 1200 osób. Warto przypomnieć, że dzisiejszy wymóg ze strony PZKosz dla ekstraklasy mężczyzn to 2000 miejsc z tendencją zwyżkową. To w jakiej lidze i o jakie trofea planowali grać włodarze koszykarskiej Polonii, legitymizując takie rozwiązania? A może chodziło o halę treningową z audytorium dla 1200 widzów oklaskujących przygotowania do sezonu? Wykonany w pośpiechu, w kilka dni przed konferencją prasową mającą zaprezentować ten ersatz, zabieg w postaci zagłębienia parkietu o jedną kondygnacją niżej i upozorowanie w ten sposób powiększenia pojemności hali, to de facto kolejny, żenujący dowód braku pojęcia, ambicji, zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego. To znaczy, że teraz – w imię „dobra wspólnego” – za kilkadziesiąt milionów złotych ma powstać gniot nie nadający się do profesjonalnego uprawiania koszykówki? A ściana ze szkła? To ma być palmiarnia, aquapark czy arena do rozgrywania meczów w tej dyscyplinie? Ten kto wpadł na taki pomysł, z całą pewnością nie był nigdy na żadnym meczu koszykówki.
Może zresztą nie ma się nad czym zastanawiać? Po zeszłorocznej defraudacji należącej do KKS Polonia licencji przez prywatną spółkę Projekt 1P oraz tegorocznej prezentacji „strategii” przez władze tej ostatniej (szkolenie zawodników dla innych klubów) może nawet i ten obiekt będzie przewyższał swoimi parametrami rzeczywiste potrzeby sekcji?