31 marca, w wieku 90 lat, zmarł Honorowy Prezes KS Polonia Warszawa Jerzy Piekarzewski. Nikt nie zastąpi w naszym klubie Człowieka-legendy, który był prawdziwą opoką warszawskiej Polonii. Oddajemy hołd wielkiemu Poloniście:
Przez całe swoje życie, a także po śmierci Pan Jerzy Piekarzewski był bohaterem, nie tylko w sensie przenośnym, ale dosłownym niezliczonej ilości publikacji, artykułów, wywiadów, książek a nawet filmów. Niestety nie doczekał premiery tego najważniejszego, podsumowującego dorobek 90. lat swojej ziemskiej wędrówki pod tytułem “Jerzy Piekarzewski – całe życie dla klubu”, ale szczęśliwie udało mu się w gronie najbliższych przyjaciół obejrzeć (z ogromnym wzruszeniem) jego fragmenty przy okazji jubileuszu swojego dziewięćdziesięciolecia.
W obliczu odejścia w dniu 31 marca 2024 roku Pana Jerzego zapowiadana niebawem premiera ma szansę stać się jeszcze większym wydarzeniem o zasięgu nie tylko warszawskim, ale co najmniej ogólnopolskim, bo trudno sobie wyobrazić lepszą okazją do uczczenia po śmierci kogoś, kto już za życia stał się prawdziwą legendą. W oczekiwaniu na ten przekrojowy materiał warto jednak poświęcić kilka słów okresowi życia Pana Prezesa nieco mniej znanemu opinii publicznej – okresowi, w którym i wiek, i stan zdrowia, i obiektywne okoliczności nie pozwalały mu już na tak aktywny udział w życiu społeczności, z którą związał całe swoje życie, społeczności związanej z KS Polonia Warszawa. W tak smutnym bowiem momencie, jakim jest czas bezpośredniej żałoby po śmierci Pana Jerzego Piekarzewskiego, ważnym jest chyba podkreślenie, że pomimo swego buntowniczego życia, pełnego wzlotów i upadków, pełnego wciąż podejmowanych wyzwań i pomimo licznych zawodów i rozczarowań, które im nieuchronnie towarzyszyły, Pan Prezes u kresu swojej ziemskiej drogi wydawał się być osobą spełnioną.
Wspominał niejednokrotnie okoliczności z przeszłości, bardzo często w kontekście popełnionych (według własnej oceny) błędów i refleksji, czy nie można było pewnych rzeczy zrobić inaczej, ale nie odczuwało się w tym żalu, ani frustracji. Było to raczej łagodne rozpamiętywanie, pełne towarzyszącej mu przez całe życie pasji, ale również dystansu do spraw, które były jego treścią. Pan Prezes był bardzo szczęśliwy z możliwości spędzenia późnej jesieni życia w swoim kameralnym, przytulnym mieszkanku, a szczególnie dumny był z adresu – Marszałkowska 87. Mówił z charakterystycznym dla siebie humorem, że urodzonemu warszawiakowi nic lepszego nie mogło się przytrafić. Najbardziej jednak cenił sobie czas, jaki mógł spędzić z rodziną oraz z gronem najbliższych przyjaciół, z którymi do końca utrzymywał serdeczny kontakt.
Zresztą sprawa relacji międzyludzkich była dla niego zawsze – i taka pozostała – najważniejsza. Niezależnie czy w domu, czy w szpitalu, bez względu na pogarszający się stan zdrowia, pod ręką zawsze miał traktowany jak relikwia notes z nazwiskami i telefonami osób, z którymi się czuł związany i na których mu szczególnie zależało. To właśnie wspomnienia związane z ludźmi, zwłaszcza z tymi, którzy odeszli wcześniej niż on, wydawały się być główną treścią, która wypełniała jego ostatnie lata i miesiące. Cały czas żywo interesował się wynikami piłkarzy, cały czas był na bieżąco ze wszystkim co działo się na Konwiktorskiej, ale odnosiło się wrażenie, że pogodził się z rolą obserwatora, nie mającego już większych aspiracji co do swojej dalszej i sprawczej roli.
W tym miejscu warto jednak przytoczyć wspomnienie z ostatniego spotkania i rozmowy, jaką odbył z nim prezes Fundacji Nasza Warszawa Jarosław Popiołek w dniu 16 marca 2024 roku, dokładnie dwa tygodnie przed śmiercią : – Pan Jurek był już bardzo osłabiony i pomimo, że kontakt intelektualny z nim pozostawał na takim jak zawsze, doskonałym poziomie, odnosiło się wrażenie, że może to być jedna z naszych ostatnich okazji do powiedzenia sobie czegoś istotnego. Szczególnie jeżeli obserwowało się systematycznie tempo pogarszania stanu jego zdrowia na przestrzeni ostatnich miesięcy. Już miałem z tą myślą wychodzić, kiedy postanowiłem powiedzieć coś, co mogłoby być dla nas obu sygnałem nadziei i motywacji. Powiedziałem: “Jurek, pamiętasz, 8 kwietnia gramy najważniejszy mecz, musisz być, bo od tego bardzo wiele zależy, będziesz prawda?”. I nagle, o ile w trakcie całej naszej rozmowy nawet się nie poruszył, w tym momencie podniósł się na łóżku i z tym swoim niezwykłym błyskiem w oku odpowiedział: “8 kwietnia? Będę na pewno”. I uścisnęliśmy sobie mocno ręce, jak gdyby na znak zawartej umowy, umowy na śmierć i życie. I pomimo tego, że zadając pytanie przecież wiedziałem, że mówię o czymś niemożliwym – w momencie kiedy na mnie popatrzył, przemknęła mi przez głowę niedorzeczna myśl, że on chyba faktycznie będzie na tym meczu. Bo nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. I takim go na zawsze zapamiętam…
A my zapamiętamy Pana Prezesa Jerzego Piekarzewskiego, przy wszystkich jego zaletach (a może także i słabościach), przede wszystkim jako człowieka prawego. Człowieka, który w trakcie swojego długiego i bardzo trudnego życia nigdy nie zatracił umiejętności rozróżniania między dobrem a złem, nigdy nie sprzeniewierzył się swojemu kodeksowi honorowemu, któremu był wierny ponad wszystko. Jako Prawdziwego Warszawiaka – bo wiemy, że z takiego tytułu byłby najbardziej dumny.