Leonard Malik był jednym z licznych w latach 30. XX wieku Ślązaków w barwach Polonii Warszawa. Wielki, niespełniony z powodu kontuzji talent. To do niego należy klubowy rekord goli zdobytych w jednym sezonie ekstraklasy. W 1930 roku zaliczył 21 celnych trafień. Do dziś na liście polonijnych snajperów wszech czasów w ekstraklasie zajmuje piąte miejsce, choć rozegrał zaledwie dwa sezony w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pech, który prześladował go na boisku, nie ominął także w życiu prywatnym. Zakończył życie w tragicznych okolicznościach w wieku zaledwie 37 lat.
Kariera klubowa
Leonard Malik w piłkę zaczął grać jako bardzo młody chłopak w Pogoni Katowice, której był wychowankiem. Od początku w linii ataku. Jego klub występował wtedy w rozgrywkach okręgowych Górnego Śląska klasy A, uzyskując w roku 1928 prawo gry o wejście do ligi państwowej. W tych rozgrywkach „Hatek”, jak go nazywano, trafił ze swoją drużyną do grupy południowej, mając za rywali Garbarnię Kraków i Victorię Sosnowiec. Już w pierwszym meczu Malik strzelił cztery gole Victorii, a Pogoń dokonała pogromu rywali aż 8:1. Następnie ograła na swoim boisku Garbarnię 2:1, choć do przerwy przegrywała 0:1. Jednak „po zmianie pól inicjatywę gry przyjęła Pogoń i główką przez Malika uzyskuje wyrównanie (…) a w 12 minucie strzela Hermann zwycięską bramkę” – relacjonowała „Polska Zachodnia” (nr 293 z 22.10.1928, s. 2). W rewanżu w Krakowie Pogoń przegrała, ale – dzięki walkowerowi przyznanemu za niestawienie się Victorii na spotkanie – miała tyle samo punktów co krakowianie. W celu wyłonienia mistrza grupy doszło do meczu dodatkowego, który katowiczanie jednak przegrali i to Garbarnia świętowała awans do ligi.
W następnym roku młody Ślązak udał się do Warszawy jako „ochotnik do przedterminowej służby wojskowej”. Dzięki wojskowym koneksjom działaczy Czarnych Koszul utalentowany poborowy mógł odsłużyć wojsko na boisku. W Polonii bardzo szybko ujawnił się w pełni jego wielki instynkt strzelecki, stał się prawdziwym postrachem bramkarzy. 15 sierpnia 1930 roku w meczu z Czarnymi Lwów strzelił swojego pierwszego hat-tricka. „18 minuta przynosi atak lewą stroną, po którym piłka znajduje się o kilkanaście metrów od bramki. Obaj obrońcy nie mogą na oślizgłym terenie dać sobie z nią rady, co wykorzystuje Malik i lokuje ją w siatce. (…) w 57 minucie znów po świetnej centrze Szczepaniaka Malik podwyższa wynik na 3:0. (…) piąta bramka jest zasługą Malika, który ucieka z piłką z tłoku przed bramkowego w pole i strzela stamtąd nieuchronnie” – donosił „Przegląd Sportowy” (nr 67 z 20.08.1930, s. 4).
Dzięki jego pięknym golom Polonia zaczęła mieć szansę na ligowe podium. Niestety ta sztuka jej się nie udała i w końcowej tabeli stołeczny zespół zajął dopiero czwarte miejsce. Malik natomiast w ostatnim meczu ponownie uzyskał hat-tricka, tym razem z Garbarnią Kraków, której zrewanżował się za wcześniejszą porażkę. „Już 3-cia minuta przynosi groźną sytuację dla Polonii, Malik z dogodnej pozycji nie trafia do bramki. W dwie minuty potem, po akcji Szczepaniaka piłka wędruje do Malika, ten oddaje strzał, bramkarz go paruje w pole, a Malik ostatecznie lokuje piłkę w siatce. (…) Minuta 34-ta przynosi akcję ofensywną Polonii, Malik dostaje się z piłką tuż pod bramkę i z paru kroków, mimo opieki obrońców i bramkarza, podwyższa wynik na 2-0. (…) Indywidualna akcja Malika pieczętuje wynik dnia 5-1 dla Polonii. Efekt tej akcji jest niezwykle zabawny: piłka siedzi w siatce, a Malik leży, obłożony trzema piętrzącymi się na sobie graczami Garbarni” – barwnie opisywał „Przegląd Sportowy” (nr 91 z 12.11.1930, s. 1). Leo został w tym sezonie najlepszym strzelcem Polonii z 21 golami, ustanawiając rekord klubowy, którego nikt z zawodników Czarnych Koszul nie pobił do dnia dzisiejszego.
Pozyskanie przez Polonię prawdziwego króla pola karnego rozbudziło nadzieje, że w kolejnych sezonach zespół ponownie będzie liczył się w rozgrywkach ligowych i walczył o mistrzostwo Polski. Niestety, boisko zweryfikowało te plany i nadzieje kibiców. W kolejnym sezonie Polonia spadła w tabeli końcowej na ósmą lokatę, a w roku 1932 niespodziewanie zaliczyła spadek z ligi. Jedną z przyczyn słabej gry polonistów były liczne kontuzje, jakie zaczęły przytrafiać się Malikowi. W meczach, w których zdrowie „Hatkowi” pozwalało grać, dawał z siebie wszystko, strzelając wspaniałe bramki. Było to jednak za mało, aby spełnić marzenia o wielkich sukcesach.
Ligowa karencja potrwała tylko jeden sezon. Malik, grając z Polonią w klasie A, strzelał gole, które pomogły drużynie w awansie. W następnym sezonie w lidze jednak nie wystąpił. Na przeszkodzie stanęła mu poważna kontuzja stawu kolanowego, po której nie powrócił już do poprzedniej formy sportowej. W 1934 roku przeniósł się do małego klubu Proch Pionki, gdzie występował jako grający trener. W roku 1938 zakończył swoją piłkarską karierę. Wkrótce później, podejrzany o działalność komunistyczną, trafił do sanacyjnego obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej, gdzie przebywał do 1939 roku.
To jednak nie koniec tragicznych przejść byłego polonisty. W czasie okupacji prowadził krótko w Pionkach klub dla żołnierzy Wehrmachtu, co stało się po wojnie podstawą do oskarżeń go o kolaborację z okupantami. W 1945 roku został aresztowany i osadzony w obozie pracy przymusowej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Mysłowicach. „Nikt nie upomniał się o przedwojennego znakomitego polskiego piłkarza, nikt nie przypomniał, że był reprezentantem kraju. Zmarł 10 października 1945 roku. Pochowany został na terenie obozu w zbiorowej mogile” – czytamy na portalu Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Przyczyną śmierci był prawdopodobnie tyfus, którego epidemia trwała wówczas w obozie.
Kraków, 4 maja 1930 rok. Polonia Warszawa przed meczem z Garbarnią (3:3). Stoją od lewej: nn, Antoni Keller, Andrzej Nowikow, Leonard Malik, Józef Pazurek II, Mieczysław Kaczanowski, Mieczysław Ogrodziński, Mieczysław Miączyński, Jerzy Bułanow II, Stefan Jelski, Władysław Szczepaniak i Jan Suchocki II.
W reprezentacji Polski
W październiku 1930 roku Leonard Malik, jako wyborowy strzelec Czarnych Koszul, otrzymał powołanie do reprezentacji Polski na mecz z reprezentacją Łotwy, wystosowane przez ówczesnego trenera kadry, byłego polonistę, Stefana Lotha. Środkowy napastnik Polonii na murawie stadionu Wojska Polskiego pojawił się w ataku biało-czerwonych obok dwóch graczy warszawskiej Legii, Ciszewskiego i Nawrota, oraz dwóch zawodników Wisły Kraków, Adamka i Balcera. Już od początku meczu Malik bardzo ciężko pracował i był bardzo aktywny w ataku. „Precyzyjne podanie Malika chwyta Balcer, objeżdża obrońcę, jednak gubi piłkę na polu karnym. Liczne pociągnięcia Malika załamują się na obronie gości. (…) w 12 minucie po ładnym zagraniu Balcer-Malik-Nawrot, ten ostatni strzela silnie w lewy róg z bliskiej odległości. Polska prowadzi 1-0” – podawał „Głos Poranny” (nr 295 z 27.10.1930, s. 6). Po zdobyciu prowadzenia Polacy, niesieni dopingiem około dwunastotysięcznej widowni, ruszyli do kolejnego ataku, którego motorem napędowym był ponownie nasz bohater: „W 15 minucie Malik wysuwa Nawrotowi, który strzela ostro – bramkarz fenomenalnie broni robinsonadą”. Dziesięć minut później, po wyborowej akcji, mieliśmy podwyższenie wyniku: „26 minuta przynosi dalszy punkt dla Polski. Malik otrzymuje piłkę, od Kotlarczyka, podciąga ją pod bramkę i oddaje wstecz Nawrotowi, który w biegu silnie strzela” („Głos Poranny” nr 295 z 27.10.1930, s. 6).
Malik był w ostrym gazie, zapisując na swoim koncie drugą piękną asystę, lecz nie spoczął na laurach. Dalej ciężko pracując, starał się zdobyć gola i udało mu się to. „W 32 minucie obrońca łotewski zawinia korner. Balcer pięknie bije tuż nad bramką, a Malik główką strzela trzecią bramkę” [dla Polski] – pisał „Głos Poranny” (nr 295 z 27.10.1930, s. 6). Tak skończyła się wspaniała dla polskiej reprezentacji pierwsza połowa. W drugiej publiczność ponownie podziwiała przebojową grę naszych zawodników, a przede wszystkim wspaniale zdobyte bramki. Polonista wiódł prym w ataku biało-czerwonych, starając się podwyższyć wynik: „Malik naciskany przez obu obrońców, strzela w aut. (…) w 20 minucie sędzia nie uznaje bramki strzelonej przez Malika – spalony”. Co nie udało się Malikowi, udało się Nawrotowi, a następnie Balcerowi i było już 5:0. Pod koniec spotkania Łotysze, pogodzeni z wysoką porażką, w ogóle nie walczyli, dając naszym zawodnikom sporo wolnego pola do gry i oto w 89 minucie „strzał Ciszewskiego z 15 metrów chwyta bramkarz, jednak Malik wyłapuje piłkę i podaje Nawrotowi, który kończy serię bramek” („Głos Poranny” nr 295 z 27.10.1930, s. 6).
Przepiękna gra Malika, jego dwie asysty i strzelony gol nie wystarczyły, aby warszawski „Stadjon” docenił gracza Czarnych Koszul. Popularny tygodnik sportowy tak podsumował jego grę: „Malik nie czuł się dobrze. Do systemu sąsiadów nie umiał się dopasować. Grą jego winno było być polowanie na gola i szukanie szczęścia na własną rękę. Malik jednak nie wierzył w swoje siły. Nie wózkował, nie przebijał się na własną rękę do bramki, czego się po nim spodziewaliśmy. Jego trick z przepuszczaniem piłki pod nogą nie znajdował zrozumienia u współgraczy i robił wrażenie błędu. Pod koniec dopiero się rozegrał i był Malikiem z meczów ligowych, takim jakim publiczność Warszawska go zna i lubi” (nr 44 z 30.10.1930, s. 11).