Przez blisko 20 lat godnie reprezentowała zarówno Polskę,
jak i swój jedyny klub – Polonię Warszawa, stawiając się
na każde wezwanie do startu. A po zakończeniu zawodniczej
kariery stała się równie godną naszą reprezentantką
w światowej i europejskiej federacji lekkoatletycznej
oraz w MKOl, którego członkiem pozostawała od 1998 roku
aż do końca życia.
Maciej Petruczenko Przegląd Sportowy Nr 132 z 10 czerwca 2021, s. 2
Zdobyła aż siedem medali olimpijskich, cztery razy wygrała doroczny plebiscyt „Przeglądu Sportowego” na dziesiątkę najlepszych sportowców Polski, w 1974 roku wybrano ją najlepszą sportsmenką świata. Jeszcze dziś Irena Kirszenstein-Szewińska pozostaje liderką listy najlepszych lekkoatletek w historii. Nic dziwnego więc, że pisząc książkę o tej arcymistrzyni bieżni i skoczni, zdecydowałem się na tytuł: „Prześcignąć swój czas”. I jeszcze jedno. Przez 20 lat kariery sportowej należała tylko do jednego klubu: Polonii Warszawa. Taka wierność barwom klubowym to rzadkość.
Była pilną uczennicą Szkoły Podstawowej przy Zakroczymskiej, tuż obok stadionu Polonii. Sportem w szkole się jednak nie interesowano, więc uczennica Irena też o tym nie myślała. Za to w Liceum Jarosława Dąbrowskiego na rogu Kopernika i Świętokrzyskiej sport był częścią wychowania. Irena już w I klasie pobiegła na korytarzu szkolnym na kilkadziesiąt metrów, a nauczycielka WF zmierzyła jej czas. To niemożliwe! – powiedziała widząc wynik na stoperze – Irenko, pobiegnij jeszcze raz, bo chyba stoper się zepsuł.
I Irena pobiegła, a nauczycielka WF zrozumiała, że to nie stoper szwankował, tylko uczennica jest wielkim talentem lekkoatletycznym. Niedługo po tym panna Irena Kirszenstein wystartowała jako reprezentantka szkoły na zawodach w parku Agrykola. Wygrała w cuglach i zwróciła na siebie uwagę trenera Janusza Kopyty, który trenował lekkoatletów Polonii Warszawa. Zaproponował wstąpienie do Polonii, a Irena się zgodziła.
I tak stała się polonistką. Zupełnym przypadkiem, na tym samym stadionie Agrykoli, na którym w 1961 debiutowała przyszła gwiazda lekkoatletyki, pół wieku wcześniej narodziła się Polonia.
Potem pannie Kirszenstein uczęszczanie na treningi na Konwiktorskiej było na rękę, bo to było blisko od jej domu. A mieszkała przy Placu Bankowym (wówczas nazywającym się pl. Dzierżyńskiego). Po kilku, a może kilkunastu zaledwie treningach na Konwiktorskiej Irena zaczęła ustanawiać rekordy Polski młodziczek: w skoku wzwyż (1,58 m), w dal (5,72 m) i na 100 m (11,9). Pierwsze regularne zawody w czarnej koszulce miała na stadionie Gwardii, wiosną 1961 roku. Oczywiście wygrała.
Z klubem z Konwiktorskiej związała się na całe życie. Tak samo jak z kolegą klubowym Januszem Szewińskim, z którym w 1967 roku wzięła ślub. Nawet gdy już była gwiazdą światowego formatu, znajdowała czas, by startować w regionalnych zawodach w barwach Polonii. W latach siedemdziesiątych Polonia – z myślą głównie o swojej sławnej lekkoatletce – rozpoczęła budowę bieżni tartanowej na swym stadionie. Niestety, szybkość prac nie szła w parze z szybkością Szewińskiej i modernizacja bieżni i rozbiegów przedłużała się w nieskończoność. Została sfinalizowana, gdy Irena była już u kresu kariery.
Dokonania Szewińskiej w pełni zostały docenione w kraju i za granicą. W 1974 wielkie agencje prasowe ogłosiły ją najlepszą sportsmenką świata. Później zyskała miano naszej najlepszej sportsmenki w XX wieku, a w roku 2021 w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” została uznana za najlepszego sportowca polskiego w okresie stu lat ukazywania się tej gazety!